Przepływa mi życie wielobarwną smugą...
Co jest mym obliczem ? Co tylko ułudą ?
Patrząc w lustro widzę... jakieś inne twarze:
jedną wojownika, tak jak życie każe;
drugą, kiedy tworzę, chcąc przerwać tę ciszę...
Inną znów, gdy jesteś - obok, lub głos słyszę.
Każdego dnia widzę różne twarze Boże !
I zawyć tak pragnę - jak ten wiatr na dworze
przy deszczu kaskady akompaniamencie.
( Może z wilkołaka twarzą miałbym wzięcie ? )
Na ogół trzy typy oblicza widziałem.
Normalny - to rzadko. Za to pozostałe...
Bez czucia, zastygłe w kamiennym wyrazie
z pustymi oczami, na nieznanej bazie.
Gdy spojrzysz na takie, to ono ucieka...
Bez serca, bez duszy - skorupa człowieka...
Gdzie mimika, ruch ciała ? Gdzie żar spojrzenia ?
Jak będą wyglądać dalsze pokolenia ?
Inne - przez bezdroża, te nowe i obce -
- dzięki chemii, stali - zeszły na manowce.
Na skali dziesięciu ( i tu cała trwoga ),
gdy przekroczą piątkę - to do psychologa !
Obraz twarzy kłamie ! Serca nie poruszy !
Czy nie lepiej stworzyć kryteria dla duszy ?
niedziela, 28 października 2007
Subskrybuj:
Komentarze do posta (Atom)
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz