niedziela, 28 października 2007

OBLICZA

Przepływa mi życie wielobarwną smugą...
Co jest mym obliczem ? Co tylko ułudą ?
Patrząc w lustro widzę... jakieś inne twarze:
jedną wojownika, tak jak życie każe;
drugą, kiedy tworzę, chcąc przerwać tę ciszę...
Inną znów, gdy jesteś - obok, lub głos słyszę.

Każdego dnia widzę różne twarze Boże !
I zawyć tak pragnę - jak ten wiatr na dworze
przy deszczu kaskady akompaniamencie.
( Może z wilkołaka twarzą miałbym wzięcie ? )
Na ogół trzy typy oblicza widziałem.
Normalny - to rzadko. Za to pozostałe...

Bez czucia, zastygłe w kamiennym wyrazie
z pustymi oczami, na nieznanej bazie.
Gdy spojrzysz na takie, to ono ucieka...
Bez serca, bez duszy - skorupa człowieka...
Gdzie mimika, ruch ciała ? Gdzie żar spojrzenia ?
Jak będą wyglądać dalsze pokolenia ?

Inne - przez bezdroża, te nowe i obce -
- dzięki chemii, stali - zeszły na manowce.
Na skali dziesięciu ( i tu cała trwoga ),
gdy przekroczą piątkę - to do psychologa !
Obraz twarzy kłamie ! Serca nie poruszy !
Czy nie lepiej stworzyć kryteria dla duszy ?

sobota, 27 października 2007

BRAK SŁÓW DO TYTUŁU

Ulotne - jak marzenie,
spowija - jak mgła.
Ożyło wspomnieniem,
wsparte życiem tła.
Wyciszone serce,
choć serca jak świat.
Być może w podzięce ?
Lecz za cóż - aż tak !?
Przelotne muśnięcie
i ciała i rąk.
Mej duszy wstrząśnięcie -
- tak daleko stąd...
Miłości wszechstronnej
wchłanianej jak tlen.
A co będzie po mnie...
Może to był sen ?



SIEĆ: POZIOM DRUGI

Szczyt upajał
znikły chmury lasy dal
zanikł porwisty wiatr
Ja - Punkt
w czasie i przestrzeni
Czy Słońce wysyła promienie
pasma z moich rąk
serca i tego co tylko moje
splątane w SIEĆ
która ginie tam skąd przybyłem
gdzie tylko Ty jesteś moja
Połączeni tysiącem pocałunków
milionem pieszczot feerią nocy
zawsze rodziliśmy płomień
w bolesnej ekstazie
Dokąd odeszłaś dokąd mnie przywiało
ściągnąłem Ciebie nierozerwalną siecią
mojej miłości
zaplątani Ty i ja
zagubieni niezrozumiani
w swoim zatraceniu

CÓRECZKA



Kruszyna
w męskich ramionach.
Dziecina -
- dopiero narodzona
i będąca przyczyną
oddalenia
z żoną, rodziną...
Wszystko zmienia.

Wzrokiem surowym oceniam drobne ciało...
Paluszek ssany,
jakby mleka było mało.
Czy je kochamy ?
Gdy otworzy
swe oczka i spojrzy skrycie...
Usteczka w uśmiech złoży...

            ( " Co topnieje w mym sercu ?
            Co dzieje w myśli powodzi ?
            Żar miłości rozlewa się jak pożar!
            Czego dowodzi ? " )

Tak ! Kocham je nad życie !


czwartek, 25 października 2007

" NA ANDRZEJA "

Niech Ci staje w dzień i w nocy
Gwiazda Szczęścia nad Twą głową!!!
Może rym się nie podoba?
To rozpocznę go na nowo.

O, na przykład: W Dniu Andrzeja,
który świętem jest pół świata,
Zdrowia, Szczęścia, Pomyślności...
Jeśli marzysz - własna chata.

Mnóstwo siły, hartu ducha
i humoru niezbędnego,
by uparcie przejść przez życie,
nie uroniąc "ego" swego.

A gdy kiedyś się spotkamy,
tam na górze, w jasnym Niebie,
powiem, rękę swą podając:
"Zaszczyt było poznać Ciebie".

SIEĆ: POZIOM PIERWSZY

Czy to twoje dzieło
Ariadno
linie łączące dotyk
muśnięcie, słowo
SIEĆ tajemnicza
jak pas Kuipera
wystarczy raz
połączy nierozerwalną siecią
nieważne
miłości czy nienawiści
zanika powoli ze śmiercią
a my ślepi
nazywamy to
wspomnieniem

CARINIA I

Oczami duszy, cichym westchnieniem
wołam a echo zdarzeń... Marzenie
tylko zostaje, plątając myśli.
Jak Stwórca lepię... Swój obraz wyślij,
by wspomóc wiarę, by wspomóc siły,
by twe, Carinio, cząstki złączyły...

Wolno z niebytu kontur pobladły
krystalizuję a promień smagły
księżyca stworzy aurę postaci.

Przez heliosferę protuberancja
da ci, Carinio, serce do tańca
a do miłości utworzy zaczyn.

Moje pragnienie ciepła, miłości
w dniu pierwszym ściągnie ciebie z nicości.

MEMENTO

Gdy w słoneczny, piękny ranek,
mimowolnie, na klepsydrze
ujrzysz imię sobie znane...
Znów śmierć nową postać wydrze.

I się ściemni jasne słońce,
ptaki ściszą swoje trele.
Ile trzeba, żeby umrzeć ?
Jednym mało, innym wiele.

Tu tragiczny był wypadek,
co to przeciął życia pasmo.
Tu choroba - klęsk dodatek.
Inny sobie siadł i zasnął.

Silni - słabi, namaszczeni
i ci źli, co budzą trwogę.
Tu zrównani, zjednoczeni
rozpoczęli wspólną drogę.

Klepsydr równy szereg widzę -
- armia w swym ordynku czarna
i choć teraz z śmierci szydzę,
wiem, że moja szansa marna.

A więc jeśli masz mnie zabrać-
- Śmierci Piękna, Śmierci Dumna -
-weź mnie, kiedym jeszcze sprawny
i istota wciąż rozumna.



wtorek, 23 października 2007

SMUTNO MI, MAMO

Smutno mi, Mamo, gdy masz problemy.
Czy chcesz, czy nie chcesz - pomoc Ci niosę,
lecz sama wiesz już, że na tej ziemi
trzeba przyjmować ciosy za ciosem.

I choć nie mogę dać Ci osłony
( poprzez wybory, które przyjęłaś ),
do Wzgórz Golgoty, tych z Twojej strony,
z całego serca wesprę Cię nieraz.

Smutno mi, Mamo, gdy, w chwili gniewu,
odrzucasz rękę, rozum i serce,
nie chcesz usłyszeć wiersza ni śpiewu....
Mam do zapłaty dług krwi w podzięce.

Za to, że wzięłaś lichą sierotę;
za to wpajanie zasad i treści....
Tak, nie zapomnę ja nigdy o tym,
bo milion wspomnień ma dusza mieści.

Więc wiesz, że jestem zawsze gotowy
wspomóc Cię mocą, którą mi dano.
Wystarczy myśl, co rzucisz losowi.
Ale tymczasem - smutno mi, Mamo.




SMUTNE OCZY

Powiedz, czemu oczy smutne
Twoje widzę na tych zdjęciach ?
Czyżby życie tak okrutne
czy to kwestia jest ujęcia ?

Rzecz ujęcia... Nie dam wiary,
bo - choć stoisz - Ciebie nie ma.
Czy sprawiły jakieś czary,
że Cię nosi inna ziemia ?

W obce strony duch Twój przeszedł,
beznadziejnym snem dręczony
o radości i o szczęściu
w roli matki, w roli żony.

Rzadko kiedy tak się zdarza,
by marzenia się spełniły.
Gra się role do ołtarza.
Potem - nie ma na to siły.

Zapewnienia o szacunku
oraz hołdzie - taką drogą.
Mimo trudnych ról, warunków -
- Ty wygrałaś. Będąc sobą.






sobota, 20 października 2007

NA KRAWĘDZI

Stała na krawędzi -
- samotna, zagubiona...
Nie wiedziała kim była, jest i będzie -
- taka bezimienna, po prostu - Ona.
Gdy wiatr swą pieśnią ją owiał,
zadrżała od chłodu,
do głębi drobnej duszy
wpiły się palce lodu
i w dół spojrzała,
w asfaltu ciemne oczy...
Zadrżała
a strachu warkocze
spętały podstawę i tak chwiejną.

Spłynęła bliżej krawędzi zielonej.
W dali krzyk bitego starca,
płacz kobiety toczonej
chorobą straszną, bolesną nad zmysły;
łkanie głodnego dziecka,
którego marzenia prysły
jak bańki mydlane. Zdradziecka
krawędź ugięła się lekko...
Wzrok z czarnej otchłani
uniósł się w górę, w górę
a na niej

błękit, szum skrzydeł i dźwięki
organów Fugi Bacha pienia
oddaliły męki duszy,
dając chwilę ekstazy - zapomnienia,
unosząc jaźń całą
najwyżej, jak we śnie...
Strzały wdarły się grzmotem...
Marzenia ? Za wcześnie.
Ach, wziąć świat w ramiona
i za chwilę małą
strach, głód, chorobę
przejąć... Co by to dało ?

" Kim jesteś ?"-szepnął przechodzień
a twarz mu pobladła.
" Ja ? Jestem kropelką."
I spadła.

BAŚŃ O ŻYCIU

Trwam. Już wiem o tym ! Przeciągam się leniwie
w ciasnej celi, gdzie nie mogę wyciągnąć nogi.
Czy wiesz jak tu nudno ? Wiesz, że żywię
się tylko jakimś czerwonym sokiem drogim.

Dostarczają go w dziwnej rurze,
miękkiej, gładkiej, w rytmie pulsujących
tam - tamów, które słyszę w górze.
Rytmów kojących, wolnych, a czasem gorących.

Nuda ! Przez większość istnienia drzemię,
zwinięty w kłębek, lecz czasem -
- oczekiwanie to przecież ciężkie brzemię -
- kopię w ścianę, tą elastyczną masę.

A te głosy, bełkoty niezrozumiałe,
stłumione warstwami mego więzienia !
Czasem melodyjne, wspaniałe
niekiedy złe, rzucane od niechcenia
....

Chcę wyjść ! Wsadzili mnie bez sądu,
nie pamiętam kiedy, nie pamiętam jak.
Kimże jestem ? Akt nie dali do wglądu !
Luki...Luki w pamięci ! Może pamięci brak ?

Czy mi się wydaje ? Ściany drgnęły ?
Ciśnienie otacza mą głowę jak obręczą !
Te, co wokół mnie - odpłynęły
a te, co zostały - dręczą.

I znów boki naparły,
wcisnęły mnie do sufitu,
usta się rozwarły
do niemego krzyku.

Duszno ! Ból !
Coś ciągnie !
Coś pcha !
Światło !

Znów ból !
O ciemność proszę !
Co jeszcze będę czuł?
- " Chłopiec ! Apgar osiem . " -