Panie ! Kim Ty byś nie był, kimkolwiek ja jestem,
proszę, ukaż mi, Panie, lecz wyraźnym gestem,
sens naszego istnienia... Sens cierpień, rozterek,
śmierci, co pochłonęła już kolejny szereg...
Czemu mnie to boli ? Sprawa mnie nie tycząca ?
Dlaczego więc spala duszę i ciało dręcząca,
jak błyskawica, myśl - bunt ! Potop - myśl - żądanie !
Zawsze będę gotowy, by stawić się, Panie !
Wciąż dzieckiem będący, gdy raz wysłałem duszę,
możliwe, że innym też tę strunę poruszę,
natknąłem się na Ciebie... Na skraju Wszechświata !
Blask niezmierzony, niepojęty ! Już po latach
w każdym swym nerwie czuję ten bezmiar miłości...
Odrzuciłeś marnego - stanowczo, bez złości
i swą drogę zgubiłem, utknąłem na rafie !
Tej miłości na Ziemi zwrócić nie potrafię...
Tracę... Wszystko tracę, co wypracuję, Panie !
Co będzie, gdy ostatnie stracę ? Co zostanie ?
Zaginie, co kocham... Zaginie sens wszelki...
Ja - przestanę istnieć, Ty - zostaniesz wciąż wielki !
Lecz... czy ta miłość przeogromna ma... sumienie ?
Czy Ziemia to piekło ?!... Czyściec ?... Gdzie zatracenie ??
Na cóż eony modłów gorących ? Co więcej...
Nie płonne to nadzieje milionów ? Tysięcy... ?
wtorek, 1 stycznia 2008
Subskrybuj:
Komentarze do posta (Atom)
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz